Rowerem po Bornholmie
Bornholm był pierwszym miejscem, gdzie prowadziłam grupę rowerową. Nie ma co ukrywać, że jest to cudowne miejsce dla rowerzystów. Znajdą tu dla siebie trasy zupełnie początkujący, nie tylko prowadzący :), ale sami uczestnicy wycieczki. Upodobania względem typu roweru też nie będą problemem. Znajdą się tu trasy i dla szosy, i dla mtb.
Przede wszystkim bardzo duże znaczenie ma tu kultura na drodze kierowców cięższych pojazdów (samochody, motory itd.). Nie zdarzyło się, aby ktoś zastawił trasę przeznaczoną dla rowerów (cykelvei). Na skrzyżowaniach kierowcy ustępują pierwszeństwa, często nawet w sytuacji, gdzie ono rowerzyście nie przysługuje. Oczywiście zdarzy się czasem jakiś przyjezdny nieobeznany w obyczajach, który będzie się pieklił na dużo wolniej jadącą grupę młodocianych rowerzystów, ale to naprawdę wyjątek.
Trasy rowerowe są oznakowane, a dookoła wyspy wiedzie droga rowerowa. W interiorze, w większości, dzieli się drogę z ruchem samochodowym lub jedzie leśnymi drogami.
Rowerzyści podobnie jak w Polsce są obowiązani do posiadania odpowiedniego oświetlenia, sprawnych hamulców i dzwonka. Nie powinno również zabraknąć kasku, choć ten nie jest obowiązkowy. Wyposażenia po zmroku jednak pilnie pilnują bornholmscy policjanci, nakazując zejście i prowadzenie niedoposażonego pojazdu lub po prostu wlepiają mandat.
Wyspa jest prawie 16 razy mniejsza niż nasze najmniejsze województwo – opolskie i ma 588,5 km2 powierzchni. Nie można jednak narzekać na brak zróżnicowania krajobrazu. Okolice naszego kempingu koło Nexo i całe rozciągające się na zachód od nas wybrzeże, aż po Ronne to piękne piaszczyste, wydmowe plaże, łąki, pola i płaski teren. Mijając Nexo i jadąc na północ spotkamy urokliwe miasteczko Svaneke, które przenosi nas w czasie. Im bliżej północnego krańca wyspy tym wyższe klify wznoszące się niczym gigantyczna ściana nad morską taflą. Wjeżdżając w głąb wyspy robi się pagórkowato, ale nawet dla słabo wprawionych zdobycie najwyższego szczytu wyspy, Rytterknægten 162 m n.p.m., nie sprawi większego problemu. Tutaj również wjedziemy w lesiste tereny, wśród których poukrywane są urokliwe jary, skały, głazy narzutowe i inne pamiątki z przeszłości.
Z Warszawy na Bornholm dostaliśmy się autokarem oraz promem płynącym z niemieckiego Sassnitz. Stałe lokum, naszą bazę, mieliśmy na kempingu w Dueodde, ok. 7km od Nexo. Miejsce to szczyci się swoimi plażami z drobniutkim piaseczkiem, który był wykorzystywany do wyrobu klepsydr.
Od tych cudowności nasze namioty dzieliło tylko pasmo równie piaszczystych wydm. Niestety woda przy brzegu nie wzbudzała w nas już takiego entuzjazmu. Mimo płaskiego dna, zielone roślinki morskie gęsto oplatały nasze stopy, jak tylko ktoś miał ochotę je zamoczyć. Nie wszystkim jednak to przeszkadzało i znaleźli się amatorzy glonowych kąpieli ;). Myślę, że po prostu trafiliśmy w niesprzyjającym momencie, bo według wszelkich danych, woda również powinna być krystalicznie czysta.
Nocleg w jednym miejscu oszczędza czas na codziennym pakowaniu i rozpakowywaniu namiotów i bagaży. Ze względu na wielkość wyspy przeprowadzki też nie są konieczne, ale jeżeli ktoś chce więcej czasu spędzić w jakimś miejscu i nie dojeżdżać warto lokum zmienić.
Sąsiadujące z naszym noclegiem Nexo jest urokliwym miasteczkiem, utrzymującym się głównie z turystyki, którą wspiera miejscowy port, w którym często okrętują katamarany i łodzie z wycieczkami. Wszystko niespiesznym krokiem można obejść w ciągu dwóch godzin.
Z atrakcji, którym można poświęcić trochę więcej uwagi jest kościół poświęcony patronowi żeglarzy św. Mikołajowi oraz przykościelny cmentarz z ustawioną kotwicą, miejskie muzeum poświęcone historii miasta, żegludze i ratownictwu morskiemu, a także muzeum kolei bornholmskiej. Nexo w 1901 roku zostało połączone koleją z Ronne, ale po 60 latach skończyło swoją służbę.
Atrakcją, na którą mieliśmy chętkę jest Park Motyli, a właściwie Bornholmski Ogród Tropikalny. Jest to cieplarnia, gdzie żyje „na wolności” ponad 1000 gatunków motyli oraz ptaki tropikalne. Niestety cena wstępu znacznie przewyższała nasze możliwości budżetowe.
Skończyło się na tym, że najwięcej uwagi poświęciliśmy uliczce z podarowanymi od Szwedów drewnianymi domkami po zniszczeniach dokonanych w trakcie bombardowań przez Rosjan w 1945r.
W Nexo byliśmy prawie codziennie. Z jednej strony dlatego, że tutaj znajdował się najbliższy sklep spożywczy umożliwiający nam robienie zapasów, z drugiej po prostu znajdował się na trasie przejazdu.
To co wryło mi się brutalnie w pamięć to brak normalnego pieczywa. Ogólnie dostępny był „nadmuchany” chleb tostowy, którego musieliśmy kupować zastraszające ilości, aby cała ekipa mogła się najeść. Podczas gdy normalnie można poczuć się sytym po dwóch, trzech kromkach normalnego chleba, tostowego szło dwa razy więcej. Standardem też było, że każdy instruktor miał w sakwie 2-3 opakowania tego chleba na trasie oraz dżemy, pasztety i inne smarowidła. Jak się domyślacie hasło, że trzeba sobie zrobić rano prowiant na cały dzień, często odbijało się echem w głowach naszych młodych rowerzystów.Grupa naszych podopiecznych miała od 10 do 14 lat i spokojnie byliśmy w stanie razem z nią objechać w jeden dzień całą wyspę dookoła z dłuższymi postojami i szczegółowym zwiedzaniem Ruin twierdzy Hammershus. To była najdłuższa nasza wyprawa w trakcie wyjazdu i chyba najbardziej satysfakcjonująca dla naszych uczestników. Przynajmniej odbiła się najdłuższym echem achów i ochów dotyczącym tego wyczynu.
Ruiny są warte odwiedzenia. Stanowią największy w Skandynawii kompleks ruin średniowiecznego zamku. Wznosi się na szczycie 74 metrowego klifu i był obwarowany murem obronnym co uniemożliwiało zdobycie twierdzy. Powstawał z inicjatywy władz kościelnych od XIII do XVI wieku. Przez wieki przechodził z rąk do rąk hierarchów z Lund (dziś Szwecja), aż w XVIII wieku po pełnieniu roli więzienia został niejako porzucony. Miejscowi zaczęli wówczas rozbierać sukcesywnie zamek i materiały wykorzystywać do budowy własnych domów. Uratowało go wpisanie w 1822 r. na listę zabytków objętych całkowitą ochroną. Dziś stanowi jedną z największych atrakcji Bornholmu, a wstęp jest bezpłatny. Dla tych którzy chcieliby zobaczyć zamek w czasach jego świetności polecam zajrzeć do Slotsgarden, gdzie utworzono niewielkie muzeum, w którym można obejrzeć makietę.
Bardzo ciekawym miejscem, które odwiedziliśmy było NaturBornholm, nowoczesne centrum nauki, położone w sąsiedztwie Aakirkeby, dawnej stolicy Bornholmu.
Z zewnątrz wygląda jak wielki kamienny, a konkretnie granitowy, sześcian. Miejsce to stworzono, aby popularyzować wiedzę na temat przeszłości geologicznej wyspy, a także współczesnej przyrody Bornholmu. Ta prosta bryła kryje wewnątrz multimedialne ekspozycje, między innymi kino, w którym dosłownie poczuliśmy trzęsienie ziemi. Muzeum podzielone jest na trzy sale: Odkryć, Przeszłości i Teraźniejszości. Zwiedzanie sali Przeszłości rozpoczynało się właśnie we wspomnianym kinie, gdzie „we wstrząsach” byliśmy świadkami powstawania naszej planety oraz zachodzących na niej zmian. Wędrując dalej ścieżką przemieszczamy się w czasie przez kolejne okresy geologiczne Bornholmu, poznając rozwój ewolucyjny zwierząt i roślin.
Po poszczególnych salach oprowadzała nas przewodniczka mówiąca po polsku, co zaoszczędziło nam energii na tłumaczeniu naszym podopiecznym przekazywanych informacji, a na pewno też głowienia się jak mamy przetłumaczyć trudniejsze geologiczne treści ;). W sąsiedztwie budynku mamy również rozległy teren z wieloma ciekawostkami. Jedną z nich jest odsłonięty fragment uskoku, który powstał 200 mln !!!! lat temu po trzęsieniu ziemi. Odsłania on miejsce kontaktu gnejsu mającego 1,7 miliarda lat z piaskowcem liczącym 545 milionów lat. Jest to jedyne takie miejsce w całej Europie.
Bornholm jest naprawdę świetnym miejscem dla rowerzystów oraz rodziców z dziećmi, którzy chcą spędzić aktywnie czas połączony ze zwiedzaniem i innymi atrakcjami. Jest również w czołówce najbezpieczniejszych miejsc, nie tylko pod względem ruchu drogowego, ale ogólnie. Mogą o tym świadczyć między innymi przydrożne bezobsługowe stragany, na których gospodarze pozostawiają swoje plony. Chętni podjeżdżają, wrzucają należność do skrzyneczki i zabierają wybrane produkty. Nikt tego nie pilnuje, a pieniądze nie giną. Aż się wierzyć nie chce.
Oczywiście nie możemy nastawiać się na 100% idylliczny przebieg naszego wyjazdu. Musimy liczyć się z pogodą, a szczególnie z wiatrem, który mimo płaskiego terenu czasami skutecznie utrudnia jazdę. Inną kwestią, która może skutecznie odstraszyć od wyspy są ceny.
?♂️?♂️DO ZOBACZENIA NA TRASIE??♂️
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.